Często wypowiada się Pan o swoim zawodzie z dużą dozą szacunku i wdzięczności. Czy zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że zawód aktora to misja?
Artur Żmijewski: Nie chciałbym generalizować, bo każda z moich koleżanek czy kolegów po fachu może mieć oczywiście odmienne zdanie, zatem mogę mówić wyłącznie za siebie. Zawód aktora z pewnością uwrażliwia. Pozwala wcielać się w różne charaktery, często skrajne, dzięki którym za każdym razem otrzymuje się wyjątkową szansę, by być bliżej i czuć mocniej to, co mogą czuć ludzie znajdujący się w przeróżnych sytuacjach życiowych – zarówno prywatnych, jak i zawodowych. Żartuję czasem, że aktorstwo dla jednych bywa błogosławieństwem, dla innych – przekleństwem. I rzeczywiście coś w tym jest. Zawsze jednak staram się zagłębiać w każdą kreowaną przeze mnie postać i czerpać z niej jak najwięcej. To ogromna wartość tej profesji, którą chcąc nie chcąc, przekładam również na życie prywatne. Aktorstwo pozwala mi dogłębniej i lepiej zrozumieć potrzeby drugiego człowieka. Poza tym mój zawód daje mi ogromną frajdę i jestem wdzięczny, że nadal jest mi dane go wykonywać. W ostatniej sesji zdjęciowej dla szkieł progresywnych American Lens wcieliłem się w różne ciekawe role, aby pokazać, że życie po czterdziestce jest niesamowicie zaskakujące i fascynujące.
Wyobraża sobie Pan siebie w innym zawodzie?
Jestem już chyba w takim punkcie życia, że nie odczuwam potrzeby wyobrażania sobie „co by było, gdyby…”. Ale faktycznie, nigdy nie widziałem i nadal nie widziałbym siebie jako pracownika korporacji, spędzającego w pracy osiem godzin, od 9.00 do 17.00. To nie ja. Oczywiście, są osoby, które odnajdują się i spełniają w takich okolicznościach – i to jest fantastyczne, bo różnorodność jest potrzebna. Moja droga jest jednak zupełnie inna i chyba mogę pokusić się o stwierdzenie, że szczęśliwie już od niemal czterdziestu lat mi się to udaje. Każda z ról, które kreuję, jest inna. Z każdą wiążą się inne emocje i inny moment w życiu, w którym się akurat znajduję, dlatego myślę, że kluczowe w roli aktora jest wypracowanie w sobie zdrowego dystansu do tej pracy.
Ja w ogóle uważam się za szczęściarza, bo nadal mam apetyt na to, co nowe i nieznane, a to ogromny przywilej. Mam także szczęście trafiać w życiu – czy to na polu zawodowym, czy prywatnym – na naprawdę wspaniałych, utalentowanych i dobrych ludzi. I jeśli można mi czegoś życzyć na kolejne lata, to chyba właśnie tego, żeby owo szczęście mnie nie opuszczało. Tym, co aktualnie jest dla mnie najistotniejsze w życiu, są relacje międzyludzkie oraz prawda i autentyczność. Jeśli są one obecne w naszym życiu, wówczas prościej jest stawiać czoła często wymagającym i niełatwym sytuacjom, z którymi przychodzi nam mierzyć się na co dzień.
A jak się Pan czuje w nowej roli – roli ambasadora szkieł progresywnych American Lens?
To dla mnie ogromne wyróżnienie. Propozycję tę traktuję jako uznanie dla mojej dotychczasowej drogi zawodowej. Zaufanie, którym obdarzyła mnie marka American Lens, jest w pewnym sensie docenieniem mojej pracy i dowodem na to, że godnie reprezentuję pokolenie 40+. To bardzo miłe i nie ukrywam, że ogromnie ucieszyła mnie propozycja tej współpracy. Jestem aktorem, reżyserem i wymagającym facetem.
Moje życie to ciągła zmiana i poszukiwanie nowych wyzwań. Dlatego w życiu nigdy nie idę na kompromisy, tylko szukam ideału. Do skutku, aż znajdę. Tak samo było z moimi okularami progresywnymi. Szukałem, sprawdzałem i w końcu trafiłem idealnie! Przy okazji mam nadzieję, że dzięki współpracy z American Lens będziemy mieli wkład w podnoszenie wśród Polaków świadomości dotyczącej nie tylko samej potrzeby dbania o wzrok, ale również specyfiki zawodu optyka i optometrysty. I tego, że najodpowiedniejszym miejscem, w którym można uzyskać fachową pomoc w zakresie zdrowego widzenia i prawidłowej korekcji, jest salon optyczny.
Co do tej konkretnej współpracy przekonało Pana najbardziej?
Przede wszystkim jakość produktu. Szkła progresywne American Lens powstają w europejskich laboratoriach, gdzie poprzeczka dla jakości jest bardzo wysoko ustawiona. Ich produkcja odbywa się z największą dbałością o każdy detal, a konstrukcje American Lens opierają się na najnowszych technologiach dostępnych na świecie. To produkt dla wymagających osób, które aktywnie żyją i funkcjonują w dzisiejszej cyfrowej cywilizacji. Przy mojej dynamice życia nie wyobrażam sobie, aby okulary nie dawały mi maksymalnego komfortu widzenia na każdą odległość i rewelacyjnego chwytania każdego szczegółu, szczególnie kiedy jestem w ruchu. Mój czas również jest bardzo cenny, więc minimalny okres adaptacji do nowych okularów to absolutna konieczność. No i najważniejsze w naszych czasach: szkła progresywne muszą być łagodne również dla… portfela. Te wszystkie parametry mają właśnie szkła progresywne American Lens.
Jak rozpoczęła się Pana przygoda ze szkłami progresywnymi?
Jestem im wierny od dawna. Moja przygoda z progresami zaczęła się prawie 15 lat temu, kiedy to, podróżując bardzo często samochodem, stwierdziłem, że coś niedobrego dzieje się z moim wzrokiem. Obraz coraz częściej się rozmywał, wzrok męczył się zdecydowanie szybciej. Przez pewien czas próbowałem sobie jakoś radzić, ale w pewnym momencie okazało się, że moje ramię i przedramię są już zbyt krótkie [śmiech]. Na szczęście dość szybko trafiłem do dobrego optometrysty i okazało się, że jestem prezbiopem. Jako że diagnoza była jednoznaczna – potrzebowałem okularów zarówno do dali, jak i do bliży. Specjalista zaproponował mi rozwiązanie w postaci szkieł progresywnych. I to był strzał w dziesiątkę! Od tamtego czasu już się z nimi nie rozstaję i nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez nich.
Wzrok jest jednym z najważniejszych zmysłów. W jaki sposób komfort widzenia, o którym Pan wspomniał, rzutuje na Pańską codzienność?
Och, wzrok ma absolutnie kluczowe znaczenie! Nie tylko w życiu prywatnym, kiedy podróżuję samochodem, robię zakupy w sklepie czy gdy w ramach odpoczynku czytam książkę, ale także w pracy. W zawodzie, który wykonuję, wyraźne widzenie na absolutnie każdą odległość jest po prostu niezbędne. Nie wyobrażam sobie aktualnie życia bez szkieł progresywnych i sytuacji, w której co chwilę jestem zmuszony zmieniać okulary do bliży na okulary do dali i na odwrót. Komfort, jaki dają szkła progresywne, jest po prostu nie do opisania. A skoro istnieje produkt, który nam gwarantuje ten wspaniały komfort, dlaczego mielibyśmy z niego rezygnować?
Gorąco polecam wypróbowanie szkieł progresywnych American Lens każdemu, dla kogo jakość, technologia, komfort, estetyka, ale też cena mają znaczenie. Ja wybrałem do moich okularów najdoskonalszą konstrukcję – Apollo, która świetnie wpisała się w oprawy Salvatore Ferragamo, Karla Lagerfelda i Calvina Kleina z oferty Vadim Eyewear. W portfolio American Lens jest wiele opcji i gwarantuję, że każdy znajdzie coś dla siebie. Urbanist, Multiview czy Pixel to nazwy szkieł progresywnych, które warto zapamiętać.
Dziękujemy za rozmowę